«NIE ZAPOMNIJ O NAS» - powiedziano mi w Syrii
Wyróżniony

17 lipiec 2018

Z tego niezapomnianego doświadczenia rodzi się przesłanie miłości i wdzięczności, które wędruje do Damaszku i Aleppo.

W Damaszku, jednego z najbardziej cierpiących miast Syrii, otrzymałem pewien prosty i serdeczny dar po tym, jak wypuściłem w niebo białego gołębia. Było to po południu podczas oratoryjnego święta. W tym czasie przerażający wystrzał z moździerza przeszył powietrze i pocisk uderzył w ten sam plac, na którym poprzedniego popołudnia wspólnie świętowaliśmy: salezjanie i młodzi animatorzy.

Byliśmy wszyscy szczęśliwi, ponieważ wydawało się, że pokój jest blisko. Od piętnastu dni nie wydarzyło się nic tragicznego, nie mówiło się o zabitych i zdawało się, że wszystko się skończyło. Ale tak nie było. W „ludziach-cieniach” drzemały jeszcze złe zamiary; ludziach tak bardzo różniących się od tych dobrych i prawych, którzy byli ze mną.

Poprzedniego dnia zostaliśmy powitani bardzo uroczyście. Od miesięcy czekaliśmy na sposobność, by się z nimi spotkać. I w końcu przybyliśmy tutaj. Była to długa podróż, ale oto jesteśmy już w Damaszku. Stanowił on pierwszy znaczący etap naszej pielgrzymki.

Dało się odczuć prawdziwą i żywą radość w każdym zakątku salezjańskiego oratorium w Damaszku. Ponad 500 chłopców i dziewcząt entuzjastycznie krzyczyło w czasie tego popołudniowego świętowania. Wśród nich była grupa około 150 animatorów, studentów uniwersytetów, którzy stanowią siłę napędową i duszę tego oratorium, do którego uczęszcza ponad tysiąc dzieci i młodzieży, przybywających z najbardziej odległych miejsc. To samo dzieje się w Aleppo (z tą różnicą, że to miasto jest prawie całkowicie zniszczone: 72% budynków zamieniło się w ruiny).

I właśnie darem, jaki mi przekazano na zakończenie Eucharystii w Damaszku, była biała “stuła”. Podarowali mi ją, wyrażając pragnienie, bym ją zakładał, kiedy będę odprawiał Eucharystię w różnych częściach świata. Na stule był wyszyty napis w języku arabskim: “Nie zapomnij modlić się za nas”.

Ten dar i ten zwrot dotknęły mojego serca. Do tego stopnia, że odtąd wkładałem ją w czasie wszystkich Mszy świętych w miejscach, w których byłem: w Meksyku-Tijuanie, Chaco Paraguayo, Urugwaju i w mieście Rijeka w Chorwacji.

I we wszystkich tych miejscach opowiadałem o tym spotkaniu, tym darze i prośbie, jaką do mnie skierowano. I jednocześnie świadczyłem o tym, co odkryłem w tych salezjanach i w siostrach – córkach Maryi Wspomożycielki, z którymi spędziłem te dni, jak również – w tych pogodnych i czarujących młodych animatorach, a także – w tych wszystkich rodzinach, które zostały dotknięte bólem i utratą bliskich, ale które były pełne siły i nadziei.

Oczy pełne dumy 

A oto co widziałem...

1. Widziałem GODNOŚĆ. Godność ubogich, godność tych, którzy czują się przytłoczeni tą całą sytuacją, której sami nie stworzyli, w której nie chcieli uczestniczyć, ale w której są zanurzeni, całkowicie pogrążeni, nie mogąc wybrać niczego innego, nie mogąc wpłynąć na innych, by ci zadecydowali o kresie tego całego cierpienia. Ale na obliczach wszystkich jaśniała duma i opanowanie, a ich stałe i odważne spojrzenie mówiło więcej niż słowa.

2. Widziałem PRZEPIĘKNE I CZUŁE UŚMIECHY. Uśmiechy tych młodych animatorów, silne i intensywne, chcących, aby te dzieci uczęszczające do Oratorium spotkały tutaj małą oazę pokoju w ciągu dnia, zapominając o strachu przed wojną, śmiercią i zniszczeniem. Przypomnieli mi film “Życie jest piękne” Benigniego, w którym ojciec każe wierzyć swojemu synkowi, przebywającemu wraz z nim i jego żoną w niemieckim obozie koncentracyjnym, że ten uczestniczy w pewnego rodzaju grze i wesołej przygodzie...

Nasi bracia salezjanie i siostry salezjanki oraz młodzi animatorzy robią wszystko, co możliwe, aby wojna i zniszczenie nie miały ostatniego słowa. A nie jest to wesoła przygoda jak w tym filmie. Zauważyłem jednak, że nie chcą pozwolić, aby kule i zniszczenie były tym, co na zawsze wyciśnie piętno na ich życiu.

3. Widziałem wiele NADZIEI. To słowo jest odpowiednie i wyraża uczucie, jakie we mnie wyzwalali, kiedy mówili: «Księże Ángelu, nie boimy się, ponieważ jesteśmy pełni Wiary i Nadziei. Ostatnim słowem nie będzie wojna i zniszczenie, ale – nasze życie i wiara, którą posiadamy, oraz pragnienie, by żyć i uczynić z tej naszej ziemi bardzo piękny kraj». A tymi, którzy tak mówili, byli ludzie młodzi, którzy w wielu przypadkach stracili dom, ojca, kogoś z rodzeństwa, którzy zginęli od pocisku, który znienacka został wystrzelony.

4. Odkryłem, że poczucie KOMUNII I BRATERSTWA było bardzo głębokie w nich i we mnie. Mogę was zapewnić, że całym sercem byłem blisko tych moich braci salezjanów i tych wspaniałych ludzi młodych po tym, jak ich spotkałem, widziałem ich uśmiechy, odczuwając silnie ich czułe uściski, które wyrażały szczere zaufanie. To wszystko noszę w swoim sercu i każdego dnia pamiętam o nich w modlitwie.

Potem wyruszyliśmy, ze smutkiem i bólem, w kierunku Aleppo, a w międzyczasie pociski spadały na Damaszek, zbierając żniwo śmierci.

W Aleppo spotkaliśmy innych braci salezjanów, inne siostry – córki Maryi Wspomożycielki i wspaniałych ludzi młodych oraz rodziny, dzieci z oratorium, którzy, podobnie jak w Damaszku, nie przestają być powodem do nadziei. Przeżyliśmy niezapomniane spotkania, niezapomniane chwile modlitwy i salezjańskiego ducha rodzinnego.

Wzruszające były przyrzeczenia trzynastu nowych salezjanów współpracowników (ludzi młodych i matek rodzin). I na nowo mogłem usłyszeć o bólu z powodu utrwaty bliskich osób i zniszczenia, tutaj rzeczywistego, całkowitego, a przecież to było kiedyś takie piękne miasto. Ale i tutaj spotkałem godność, siłę, nadzieję i wiarę.

Tym razem nie otrzymałem w darze białej stuły z napisem w języku arabskim, ale coś, co wywołało we mnie tak wielkie wzruszenie, że oniemiałem. Otóż dyrektor salezjańskiego oratorium przekazał mi to wszystko, co dzieci i młodzież zbierali od dłuższego czasu, abym mógł z tym dotrzeć do innych, bardziej ubogich miejscowości, gdzie znajdują się ubożsi od nich i bardziej cierpiący niż oni ludzie. I wtedy pomyślałem sobie, gdyby takich jak oni było więcej...

Oddali mi wszytko to, co byli w stanie zebrać, pozbawiając się jeszcze dodatkowo czegoś w tym swoim powszechnym niedostatku. To było dwieście dolarów, które dla mnie oznaczały fortunę, jak i dla salezjańskiego oratorium znajdującego się na granicy w Tijuanie, w Meksyku, któremu je przekazałem. I od razu oba te oratoria nawiązały ze sobą kontakt. Ubodzy między sobą bardzo dobrze się rozumieją, ponieważ mówią tym samym językiem, językiem prawdziwego człowieczeństwa.

Drodzy moi przyjaciele, takie jest doświadczenie, które było moim udziałem w czasie spotkań z tymi naszymi braćmi i siostrami, którzy pomimo wszystko nie utracili ani godności, ani nadziei, ani wiary. Takie jest moje przesłanie miłości i wdzięczności, jakie wędruje do Damaszku i Aleppo. Mam nadzieję, że wiele serc się do niego dołączy.

InfoANS

ANS - “Agencja iNfo Salezjańska” - jest periodykiem wielotygodniowym telematycznym, organem komunikacji Zgromadzenia Salezjańskiego, zapisanym w Rejestrze Trybunału Rzymskiego pod nr 153/2007.

Ta witryna używa plików cookies także osób trzecich w celu zwiększenia pozytywnego doświadczenia użytkownika (user experience) i w celach statystycznych. Przewijając stronę lub klikając na któryś z jej elementów, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies. Chcąc uzyskać więcej informacji w tym względzie lub odmówić zgody, kliknij polecenie „Więcej informacji”.