«NAZYWAM SIĘ SEAN CAYD». Opowiadanie o niewyobrażalnym darze
Wyróżniony

13 czerwiec 2022

Drodzy przyjaciele charyzmatu Księdza Bosko, z głębi serca dziękuję wam za życzliwość i bliskość, jaką okazujecie względem Księdza Bosko i tych z nas, którzy starają się kontynuować jego misję w Kościele i świecie.

Dlatego chcę się z wami podzielić tym, co przeżyłem tydzień temu, kiedy odwiedziłem salezjańską placówkę w Zimbabwe (Afryka) i znalazłem się w małym miasteczku Hwange. Spotkałem tam moich współbraci salezjanów, członków Rodziny Salezjańskiej, wychowawców salezjańskich oraz grupę około 200 miejscowych młodych ludzi i inne osoby, które z wielkim poświęceniem i wspaniałomyślnością przybyły z Malawi i Namibii.

Trzy dni spędzone w Hwange były pełne życia, radości, spotkań i pozdrowień. Od pierwszej chwili dołączyło do  pozostałych ponad 50 dzieci z sąsiednich domów. Spędzili wśród nas cały dzień i byli zdumieni wszystkim, co zobaczyli, śpiewem, tańcem i radością.

Jeśli w Afryce istnieje jakieś bogactwo, to są nim dzieci. Są wszędzie. Zawsze pogodne i uśmiechnięte (nie zdające sobie sprawy z biedy, z obliczami rozpromienionymi usmiechem).

Chcę wam opowiedzieć o Seanie. W tłumie, który towarzyszył mi wszędzie, był ten dwunastoletni chłopiec, który wraz ze swoimi przyjaciółmi był prawie że stale obecny. Znajdował się zawsze w odległości około metra od wszystkiego, co się działo; nie dystansował się, nie bał, ale był zaciekawiony tym wszystkim, co się działo, bo to wszystko było dla niego nowe. 

Oczywiście pozdrawiałem ich wszystkich wielokrotnie, rano, po południu i wieczorem, gdy wracali do domu. I trochę porozmawialiśmy.

Kiedy nadszedł czas wyjazdu, obok furgonetki, która miała mnie zawieźć do innego miejsca, stał ten chłopiec. Gdy już miałem wejść do pojazdu, wysunął się do przodu i stanął bardzo blisko mnie, wyciągając prawą rękę zaciśniętą w pięść.

Zrozumiałam, że chce mi coś przekazać, co ma w ręku. Nie byłem pewien, co to jest, może prośba? Może dawał mi do zrozumienia, że czegoś potrzebuje? Faktem jest, że wyciągnęłam rękę i otrzymałam to, co On mi podawał. Szybko zrozumiałem, że On ofiarowuje mi swoj dar, dar od siebie. Spojrzałem na to, co mi wręczył, zamknąłem dłoń, podziękowałem Mu i z wielkim uśmiechem schowałem to do kieszeni. Było to coś zawiniętego w kawałek papieru.

Zapytacie, co to był za prezent i co było napisane na kartce. Tym właśnie chcę się z wami podzielić w tej chwili. Ten chłopiec poczuł potrzebę podziękowania mi za to, że jestem na jego ziemi, być może za przywitanie się lub za to, że jestem blisko niego i jego przyjaciół, i dał mi to, co mógł. Był to po prostu mały kamień, jeden z tysięcy leżących na ziemi, ale on postanowił mi go podarować, jako coś ze swojej ziemi, jako coś z nią związanego. I tak to odebrałem. Mam to ze sobą i to pozostanie ze mną. Na małej karteczce było napisane: «Pray for you. My name is Sean Cayd» (Modlę się za ciebie. Nazywam się Sean Cayd).

Istotnie, Sean ofiarował mi swoją modlitwę i zapewnił mnie  o swojej pamięci.

Jakże moje serce nie mogło się nie wzruszyć w tym momencie? Jakże mógłbym zapomnieć tę twarz i te oczy pełne życia? Jak mogłam nie zapytać siebie, co też musiało stać się w sercu i umyśle tego chłopca, że poczuł, iż musi dać coś temu obcemu człowiekowi, którym byłam ja, ktoś, kto przybył z daleka, aby ich odwiedzić?

Pojawiło się też wiele innych pytań. Prawda jest taka, że wszystko, co się wydarzyło, skłoniło mnie do wielu przemyśleń. Przypomniało mi to scenę z Ewangelii, w której Pan Jezus chwali biedną staruszkę, która po cichu wrzuciła do skarbony w świątyni jerozolimskiej tylko dwie monety, które były wszystkim, co posiadała. Jako wychowawcę skłoniło mnie to do poważnego zastanowienia się nad działaniem wychowawczym każdego dnia,  nas wszystkich i w każdym domu salezjańskim. I to samo można powiedzieć o każdym geście, słowie, niesieniu pociechy w domach, w rodzinach.

Wyciągnąłem z tego taką naukę – którą staram się stosować w odniesieniu do siebie – że nigdy nie będziemy w stanie odgadnąć, do jakiego stopnia słowo, uśmiech, pozdrowienie, spojrzenie może poruszyć serce dziecka, chłopca, dziewczyny, nastolatka, człowieka młodego, i co może oznaczać w ich życiu. To, co dla was jest prawie niczym, dla osoby, która to otrzymuje, może być wszystkim.

Życie księdza Bosko jest pełne znaczących spotkań, słów powiedzianych na ucho, spojrzeń, które przeszywają serce i duszę, jak na przykład spojrzenie młodego Pawła Albery (który miał zostać drugim następcą księdza Bosko) czy Alojzego Variary (który w tamtej chwili, podczas wymiany spojrzeń jako dziesięcioletnie dziecko, obiecał, że już nigdy nie odłączy się od księdza Bosko). I został salezjaninem, misjonarzem, założycielem zgromadzenia zajmującego się działalnością charytatywną i opieką nad trędowatymi, a dziś jest błogosławionym.

Przypomina mi się również pewien chłopiec, który nie mógł zrozumieć, że ksiądz Bosko, którego spotkał przypadkowo kilka tygodni wcześniej na podwórzu, wciąż pamięta jego imię. Nabrał odwagi i zapytał go: “Księże Bosko,  w jaki sposób zapamiętał ksiądz moje imię?”.

“Nigdy nie zapominam o swoich synach!” - odpowiedział.

Są to niektóre z “cudów”, które - jak często powtarzam - są doświadczane codziennie w domach salezjańskich na całym świecie.

Mój przyjaciel Sean udzielił mi wspaniałej lekcji i poruszył moje serce. I nie zapomnę jego imienia. Niech dobry Bóg mu błogosławi błogosławieństwem, którego wam wszystkim życzę.

Ks. Ángel Fernández Artime, SDB

InfoANS

ANS - “Agencja iNfo Salezjańska” - jest periodykiem wielotygodniowym telematycznym, organem komunikacji Zgromadzenia Salezjańskiego, zapisanym w Rejestrze Trybunału Rzymskiego pod nr 153/2007.

Ta witryna używa plików cookies także osób trzecich w celu zwiększenia pozytywnego doświadczenia użytkownika (user experience) i w celach statystycznych. Przewijając stronę lub klikając na któryś z jej elementów, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies. Chcąc uzyskać więcej informacji w tym względzie lub odmówić zgody, kliknij polecenie „Więcej informacji”.