"Uczyniłeś go dobrym człowiekiem… dziękuję Ci, Panie!!!" Świadectwo Hugo Very, salezjanina koadiutora z Argentyny

09 październik 2022

W modlitwie o wstawiennictwo Artemide Zattiego, którą odmawiamy od wielu lat z wielkim pragnieniem zobaczenia go wśród naszych przyjaciół w niebie, świętych, znajduje się zwrot, który zawsze przykuwał moją uwagę: “Ty [Panie] uczyniłeś go DOBRYM CZŁOWIEKIEM”. Powiedzieć o świętym, że był “dobrym człowiekiem”, może wydawać się oczywistością lub uproszczeniem. Uważam jednak, że w tym przypadku jest to najlepszy wyraz uznania, jakim możemy go obdarzyć. Zresztą nawet Pan Jezus zwraca uwagę na ten szczegół w Ewangelii: “Dlaczego nazywasz mnie dobrym - mówi do bogatego młodzieńca - tylko Bóg jest dobry”. Dobry człowiek to ten, który w swoim blasku pozwala, aby Bóg był “bezpośrednio” widziany. A Zatti był właśnie taki. Jego ewangeliczny i salezjański blask “jaśniał normalnością”. Należał do “świętych z sąsiedztwa”, jak ich nazywa papież Franciszek.

Jeśli jednak przyjrzymy się dokładniej, możemy dostrzec tysiąc kolorów dobroci, jaką się odznaczał Artemide. W tym dobrym człowieku odkrywamy: zmysł wiary, zaufanie, bezgraniczne oddanie, bliskość, konkretne zainteresowanie, dobry humor, wytrwałość, genialność, żywe braterstwo, pociągające świadectwo, łagodność nawet w ciężkich próbach... Nazywamy go “dobrym człowiekiem” także dlatego, że potrafił odkryć oblicze Pana bezpośrednio w cierpieniu i potrzebach chorych, ubogich, odrzuconych swoich czasów. Z radosnym obliczem potrafił dostrzec Boga w ubogich chorych, osobach młodych i w podeszłym wieku, czyniąc ze swojego życia wyraźną realizację słów Jezusa: “Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). 

Wśród nas, w Argentynie, najlepsze, co można powiedzieć o człowieku, to właśnie to, że ktoś jest “dobrą” kobietą, “dobrym” mężczyzną, “dobrym” młodym człowiekiem. Prości ludzie chcą tym określeniem dowartościować tych, którzy są naprawdę koherentni, nie są dwulicowi: są “de una sola pieza” - jak mówią. Można być spokojnym, bo możemy zawsze i wszędzie na nich liczyć. I tak właśnie mieszkańcy Viedmy postrzegali naszego świętego współbrata. Widząc go jadącego na słynnym rowerze, ktoś powiedział: “Tam jedzie anioł”, ale ktoś inny go poprawił: “Nie, Zatti jest prawdziwym człowiekiem, z krwi i kości”. W rzeczy samej, twierdzono, że Artemide był po prostu “krewnym wszystkich biednych”. Przypomina nam “sprawiedliwego” lub “wiernego” z Biblii.

Miałem okazję poznać kilku współbraci salezjanów, którzy mieszkali z naszym Artemide. Wśród nich panowało powszechne przekonanie, że Zatti był rzeczywiście świętym salezjaninem... bo był bardzo normalny!!! Jego “dobroć” - powiedział mi kiedyś jeden z nich - można było dostrzec w jego czystym, poważnym i mocnym głosie, kiedy modlił się lub śpiewał w kościele, ale także wtedy, gdy żartował w jadalni lub rozmawiał po bratersku na podwórku. Inny wspomina, że “potrafił łączyć głęboką wrażliwość wiary z naturalną radością żartu”. Wszyscy byli zgodni co do tego, że pasuje do niego znane określenie, które łączy w sobie dobroć i prostotę: “Pan Zatti był bonachón”.

Chciałabym podzielić się z wami dwoma faktami świadczącymi o tej dobroci Artemide, a związanymi z moim życiem. Pierwszy sięga czasu moich decyzji powołaniowej, kiedy to w procesie rozeznania zacząłem zdawać sobie sprawę, że Pan (i okoliczności) powołuje mnie jako salezjanina koadiutora. Mój towarzysz duchowy powiedział mi, żebym zakończył ten etap rozeznania, informując o tym zamiarze rodziców. Jakiś czas wcześniej wysłałem im pocztą (dziś brzmi to jak coś ze Starego Testamentu) kilka stron z notką biograficzną o Artemide Zattim. Wróciłem do domu, nie wiedząc jak powiedzieć im o tym moim powołaniu. W pewnej jednak chwili powiedziałem bezpośrednio do mamy i taty: “Otóż my, salezjanie, mamy dwie drogi poświęcenia się młodzieży, chciałbym wybrać jedną z nich, jako salezjanin koadiutor, który...”. Ale niemal natychmiast przerwał mi ojciec i dodał: “Jak pan Zatti, pielęgniarz z Patagonii!”. Nie musiałem już nic dodawać. Artemide wszedł do jego serca, oczyszczając drogę dla mnie i oszczędzając mi dalszych wyjaśnień. Zatti już wcześniej robił na nich wrażenie i fascynował. Była to dla nich wielka radość, że ich syn pomyślał o powołaniu salezjańskim w stylu tego “dobrego człowieka”. 

Drugi epizod miał miejsce kilka lat później. Mój ojciec był bardzo chory na Alzheimera, był hospitalizowany. Mogliśmy mu jednak cały czas dotrzymywać mu towarzystwa. Pewnej nocy przyszła kolej na mnie, by spędzić z nim trochę czasu i było to bardzo trudne. Wydawało się, że ma problemy z oddychaniem i był bardzo przygnębiony. Nie wiedząc, co zrobić, aby mu pomóc, zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej i zacząłem mówić mu do ucha: “Daj spokój tato, zostaw to, nie nadwyrężaj się tak. Zrobiłeś w życiu wiele (dobrego lub złego) i to wystarczy. Spójrz Pan Zatti jest tutaj, weź go za rękę i pozwól mu się prowadzić...”. Prawdę mówiąc, nie myślałem o wypowiedzeniu tych słów, po prostu podpowiedziało mi je moje serce. Pamiętam, że stopniowo uspakajał się jego ciężki oddech i chyba zasnął. Za kilka godzin mój ojciec wydał ostatnie tchnienie. Jestem pewien, że Artemide wziął go za rękę i szeroko uśmiechając się pod wąsem sprawił, że mój ojciec poczuł się jak “w rodzinie”. Ten “dobry człowiek” znów zrobił jeden ze “swoich numerów”.

“Uczyniłeś go DOBRYM CZŁOWIEKIEM… DZIĘKUJĘ CI, PANIE”. 

Świadectwo Hugo Very, salezjanina koadiutora z Argentyny

InfoANS

ANS - “Agencja iNfo Salezjańska” - jest periodykiem wielotygodniowym telematycznym, organem komunikacji Zgromadzenia Salezjańskiego, zapisanym w Rejestrze Trybunału Rzymskiego pod nr 153/2007.

Ta witryna używa plików cookies także osób trzecich w celu zwiększenia pozytywnego doświadczenia użytkownika (user experience) i w celach statystycznych. Przewijając stronę lub klikając na któryś z jej elementów, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookies. Chcąc uzyskać więcej informacji w tym względzie lub odmówić zgody, kliknij polecenie „Więcej informacji”.